czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 2

-Fajny ten koncert. Jestem zmuszona ci podziękować za to, że mnie wyciągnęłaś. Świetnie się bawiłam.
-A nie mówiłam! Ja wiem co dobre, a oni są najlepsi!!!
-Ty masz bzika na ich punkcie! Dobra, mniejsza z tym. Idziesz jeszcze po jakieś autografy, czy coś?
Ja już chyba pójdę, bo muszę się jakoś ogarnąć na jutro.-powiedziałam wykończona dzisiejszymi atrakcjami i dałam kuzynce buziaka w policzek.
-O cholera...! Zapomniałam!
-Ale o czym?- zapytałam zdezorientowana.
-Bo chodzi o to, że ty jeszcze nie możesz iść.
-Dlaczego? Przecież i tak idziemy w dwie różne strony, a ja po autografy nie idę. Nie martw się,poradzisz sobie. Jesteś dużą dziewczynką.
-Nie o to chodzi. Widzisz ja zapomniałam ci wcześniej powiedzieć, że... Tylko się nie złość.-ciągła dalej.
-Ja się dopiero zezłoszczę jak mi nie powiesz o co chodzi. Mów szybko, a obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy.
-Mamy wejściówki za kulisy!!! Fajnie co?!-powiedziała podekscytowana.
-Co? Ja nigdzie nie idę. Nie jestem ich wielką fanką, mi to do niczego nie jest potrzebne. Weź jakąś dziewczynę dla której to będzie spełnienie marzeń. Zaraz ci jakąś znajdę.-zaczęłam się wykręcać przy okazji rozglądając za jakąś kandydatką na moje miejsce.
-Nie ma mowy! Błagam cię chodź tam ze mną. Zdjęcia mi z nimi porobisz i wogóle. Ja sama nie chcę, boję się. Wiesz jak było trudno zdobyć te bilety. Musisz mnie wesprzeć emocjonalnie, przecież ja zwariuję jak ich zobaczę. Proszę....-mówiła robiąc przy tym słodkie oczka.
-Boże! Co ja z tobą mam! Dobra chodź.-uległam i pociągnęłam ją za rękę w stronę sceny.
-Kocham cię! Dziękuję!-piszczała i rzuciła mi się na szyję.
-Nie gadaj, tylko chodź, bo jeszcze mogę zmienić zdanie...

~Perspektywa Kev'a~

-Muszę przyznać, że się spisaliście. Gratuluję występu. Za chwilę macie spotkania z fanami. Zaraz proszę pierwszą grupkę.
-Jak możesz?! Przecież my zawsze mamy dobre występy, ale przyznaje, że tym razem pokazaliśmy na co nas stać.-Tom jak zwykle zaczął się przechwalać.
-Ty się kochany lepiej ogarnij i wy też chłopaki, bo mi ludzi wystraszycie.-powiedziałem i skierowałem się w stronę wyjścia. -Aha i wstydu nie naróbcie.-dodałem na odchodnym. Ja mam z nimi ciężkie życie, oni są gorsi niż dzieci, na każdym kroku trzeba pilnować. Dobrze, że mnie chociaż słuchają.
-Tak jest panie kapitanie!- krzyknął za mną Max, a ja zacząłem śmiać się pod nosem. Przyznaję bez nich moje życie nie było by tak fajne. Przywykłem już do bycia opiekunką pięciu dorosłych facetów, którzy nie potrafią o samych siebie zadbać.

~Perspektywa Nathan'a~

Zmęczeni zeszliśmy ze sceny, było cudownie. Humor mi się zdecydowanie poprawił, może się utrzyma chociaż do jutra, dłużej... nie sądzę, ale zawsze coś. Widać nie tylko ja mam takie odczucia, że to był jeden z fajniejszych koncertów. Szkoda, że dopiero teraz tu przyjechaliśmy, cóż to nie od nas zależy, my mogliśmy się tylko o to starać i robiliśmy to. Nie żałujemy. Ja nie żałuje...
Nawet Kev nas pochwalił, a to mu się nieczęsto zdarza. Musieliśmy dobre wrażenie utrzymać do końca, dlatego staraliśmy się na spotkaniach z fanami. Fajnie nam się z nimi rozmawiało, czas szybko mijał i kolejni fani wychodzili. Wszystko było w porządku dopóki nie weszła ostatnia grupka, dopóki nie pojawiła się ona....

Nie, nie to nie może się dziać. Muszę myśleć racjonalnie, muszę postępować zgodnie ze swoimi zasadami, jednak nie potrafiłem. Kiedy weszła wyglądała na zagubioną, zachowywała się inaczej niż wszystkie, nie patrzyła w naszym kierunku, cały czas stała z dziewczyną, z którą przyszła, musiały się znać. Zbliżyła się, mogłem zobaczyć jej oczy, popatrzyła na mnie, a nasze spojrzenia się spotkały.
Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie,  nie obchodziło mnie nic, nic poza nią.
W tej chwili podeszły do mnie dwie inne dziewczyny, a nasze spojrzenia się oddaliły. Musiałem skupić się na rozmowie jednak to było chyba najtrudniejszą rzeczą jakiej przyszło mi dokonać. Cały czas na nią patrzyłem, starałem się jednak żeby nikt nie zauważył. Jednak nadszedł ten moment kiedy do mnie podeszła. Pierwszy raz doznałem takiego czegoś, nie wiedziałem co mam powiedzieć, jak się zachować. Nie potrafiłem racjonalnie myśleć, jednak starałem się sprawić jak najlepsze wrażenie.
Jej znajoma podała mi rękę, odwzajemniłem ten gest i na chwilę oderwałem oczy od jej oczu. Oczu, które mnie zniewoliły, kontakt wzrokowy z nią był dla mnie jak gra z piorunami., niebezpieczny jednak ekscytujący.
-Jestem Sandra.-powiedziała, a ja, choć to głupie bo i tak każdy kto tu przychodzi zna moje imię, również się przedstawiłem. Wiedziałem, że zaraz poznam imię tej dziewczyny. Wyciągnąłem w jej kierunku rękę, ona zrobiła to samo. Jej dłonie były ciepłe i delikatne.
-Nathan. -powiedziałem, wiedziałem, że zaraz poznam jej imię.
-Joanna. - uśmiechnęła się do mnie. Pierwszy raz poczułem coś takiego. Rozmawialiśmy chwilę, okazało się,że ona nie jest naszą fanką tylko przyszła tu na prośbę swojej kuzynki. Zdziwiłem się, ale kompletnie mnie to nie zmartwiło, poczułem ulgę, że ona nie jest kolejna, która widzi tylko we mnie Nathan'a z The Wanted, a przynajmniej nie tylko jego. Nie zdążyłem się zorientować, a one już musiały iść, nie wiedziałem co mam zrobić. Poczułem strach, że już nigdy jej nie zobaczę... 











Jest! Udało się! Nawet się niespodziewałam, że tak trudno będzie mi go napisać. Trochę mi zeszło:)
Dziękuję za komentarze, są dla mnie bardzo ważne<3  Oby było ich jak najwięcej:)

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 1

Dżwięk telefonu oderwał mnie od książek. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Słuchaj! Mam do ciebie ważną sprawę. Zabieram cię dzisiaj wieczorem na koncert.- usłyszałam  podekscytowaną kuzynkę. -Moja przyjaciółka nie może iść, bo złamała nogę i pomyślałam o tobie. Proszę, błagam, zgódź się!!!
-Co?! Ale ja nie mam czasu, przygotowuję sie do sesji. Nie mogę zawalić ostatniego roku. Naprawdę przepraszam.
-Żadnych ,,ale"! Przecież wiesz jak bardzo zależy mi na tym koncercie i jak długo na niego czekałam. Nie mogę iść sama, bo chyba zawału dostanę z emocji. Chcesz żeby mi się coś stało?! Ty i tak wszystko umiesz, więc nie zaszkodzi ci trochę rozrywki.
-Muszę przyzać, że używasz silnych argumentów. Spróbuję, ale niczego nie moge obiecać.
-Dobrze, dobrze. Widzimy się na miejscu. Będe czekać z biletami. Miejsce i dokładną godzinę wyślę ci sms-em. Do wieczora. Pa.- powiedziała i nie czekając na nic rozłączyła się.
-No pa...-odpowiedziałam zszokowana, ale i tak wiedziałam, że już mnie nie słyszy. Ja chyba nigdy nie mogę mieć włanych planów.



~ Perspektywa Nathan'a ~

-Nathan, chodź bo się spóźnimy!!!  Za godzinę zaczyna się koncert!!!- usłyszałem dobijającego się do drzwi mojego pokoju Jay'a. Niechętnie odszedłem od okna i otworzyłem Loczkowi.
-No już myślałem, że  ci się coś stało! -zaatakował mnie od wejścia.
-A co się miało stać?! Przecież ci otworzyłem.
-Jak to co? Przecież ty ostatnio jesteś nie do życia. Zawsze ty nas poganiałeś i pilnowałeś żebyśmy nie zrobili czegoś głupiego. A teraz to ciebie trzeba pilnować na każdym kroku. Tak się dalej nie da, to musi się zmienić. - powiedział dziwnie zaniepokojonym głosem mój najlepszy przyjaciel.
-Zdaje ci się, wszystko jest w najlepszym porządku, tylko ostatnio mam taki gorszy okres. Obiecuję, że niedługo wszystko wróci do normy. Nie martw się, a teraz chodź, bo się spóźnimy na nasz pierwszy koncert w tym kraju.- rzekłem z udawanym uśmiechem i ruszyłem w kieruku drzwi pociągając Jay'a za sobą.
-Nie podoba mi się to wszystko, ale powiedzmy, że ci wierzę.-mówił, gdy ja zamykałem pokój.
-Mi możesz wierzyć, przecież nigdy cię nie oszukałem.
-Tak, wiem i ufam ci.- odpowiedział i klepnął mnie w ramię.

Na dole czekał już nasz bus z pozostałą trójką i Kevinem - naszym menagerem.
-No nareszcie jesteście, ileż mozna czekać.- powiedział Tom i dał znać kierowcy, że może ruszać.
Jechaliśmy ulicami tego historycznego miasta, już wcześniej coś o nim słyszałem, ale teraz ujęło mnie swoją atmosferą. Miałem wrażenie, że średniowieczne czasy tworzą jednosć z teraźniejszością.
Była tu jakaś magia, ale nie wiedziałem dlaczego. Podświadomie wiązałem jakieś nadzieje z tym miejscem. Było już ciemno i wiał lekki wiaterek, ale mimo tego było ciepło i przyjemnie.
Pojazd nagle się zatrzymał, byliśmy na miejscu. Chłopaki pospiesznie wyszli z samochodu, a ja za nimi. Można było usłyszeć już naszych fanów, wszyscy czekali na nas w gotowości. Dało się odczuć, że długo na nas czekali. Wiedziałem, że ten koncert będzie wyjątkowy.
Weszliśmy do garderoby żeby się przebrać i przygotować.
Przed wejściem na scenę jak zawsze życzyliśmy sobie szczęścia, a Siva zawiązał swoje szczęśliwe sznurowadło.
Czekaliśmy w niecierpliwości i wtedy usłyszeliśmy pierwsze dźwięki Glad you came (włączcie sobie dla lepszych efektów) . Z uśmiechami na ustach wbiegliśmy na scenę i Max zaczął śpiewać swoją solówkę. Fanki piszczały i wołały nasze imiona, ale do tego zdązyliśmy już przywyknąć. Kiedy skończył śpiewać, do rozpoczęcia mojej solówki  mieliśmy chwilę czasu na przywitanie się z naszymi fanami.

-Sjema Polska!!!-krzyknął po polsku Tom, miał już w tym wprawę, bo kiedyś zrobił to na Twitcamie. Na pewno trochę inaczej miało to brzmieć, ale się starał, w końcu to trudny język. Jednak fanom to nie przeszkadzało, czuliśmy niesamowity entuzjazm z ich strony, wtedy ja zacząłem swoją część.
Atmosfera była świetna i pierwszy raz od dawna poczułem się trochę lepiej.






Przebrnęłam przez pierwszy rozdział:) Podoba się? Proszę o wyrazenie opinii w komentarzach, bardzo mi na nich zależy. Dziękuje za wszystko i do następnego<3 A wracajając do rozdziału; Życzę nam wszystkim, aby to się kiedyś stało prawdą. "-"

piątek, 8 marca 2013

Prolog

Jedna chwila może zmienić ludzkie życie... Tak było i w moim przypadku. Jedno przesłuchanie odwróciło moje życie do góry nogami. Trochę było w tym mojej pracy, ale w większości to zasługa szczęścia. Tak, muszę przyznać, los był dla mnie łaskawy. Moje szczęście polegało na tym, że znalazłem się w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze, ale dużo zawdzięczam Bogu, to on dał mi taki talent, który przez te wszystkie lata cierpliwie rozwijałem.
Nigdy się nie poddawałem, nie mówiłem, że mi się nie chce, już nie mogę. To nie w moim stylu się poddawać, czy zachowywać się jak rozkapryszony bachor. Wiedziałem, że moje życie zależy ode mnie, że sam muszę stoczyć tę wojnę. Wojnę, która jest nazywana życiem. Na polu bitwy nie wolno się poddać, trzeba walczyć do końca z podniesiony czołem.
Każdy upadek w moim życiu czynił i nadal czyni mnie silniejszym. Nic nie było w stanie mnie zatrzymać.
Teraz mam wszystko; sławę, pieniądze, szacunek ludzi, którego wcześniej nie miałem, a także wspaniałych przyjaciół, miłość fanów, a przede wszystkim fanek.... Choć czy można kochać człowieka, którego nigdy się nie spotkało, nie zamieniło z nim słowa. To raczej zauroczenie, one nie kochają mnie, tylko to kim jestem. Nikt nie widzi tego jaki jestem naprawdę.
Ale tak właściwie czym jest miłość? Przecież nikt nie potrafi zdefiniować tego pojęcia. Uczucie, które spotyka prawie każdego, a nie wiadomo czym jest...  Ja na pewno tego nie wiem, nigdy nawet tego nie zaznałem .Zauroczenia i owszem bywały, ale na tym się kończyło. Uczucie miłości jest mi obce, nie chcę się zakochać, nie potrafię, a może się boję. Tak, ta ostatnia wersja jest najbardziej prawdopodobna. To by wszystko zniszczyło, wszystko na co tyle lat pracowałem.
Mimo tego co posiadam nie czuje się szczęśliwy, ja tylko egzystuję. Czekam na to aby przeżyć kolejny dzień, koncert, czy rozdanie autografów, które w moim przypadku opatrzone jest sztucznym, wyuczonym uśmiechem. Przez lata praktyki można dojść do takich umiejętności, że nikt się nie zorientuje, czasem nawet ja się na to nabieram.
Chciałbym żyć, ale nie wiem czym jest życie.  Tylko nieliczne jednostki na tym globie potrafią naprawdę żyć, większość z nas tylko egzystuje.
Sam na polu bitwy, muszę skończyć tą walkę...








I tak o to przedstawia się wstęp do mojego nowego opowiadania. Jak pewnie zauważyliście jest ono całkiem inne od pierwszego. Cały czas będzie utrzymane w nostalgii.
Bardzo proszę o komentarze i wyrażanie w nich swoich opinii. Chcę wiedzieć czy się wam podoba.
Będę bardzo wdzięczna:) Z góry wszystkim dziękuję<3