niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 6

Siedem miesięcy później...

~Perspektywa Nathana~

Dziś był dzień Summertime ball, a my jak co roku dawaliśmy tam występ. Czułem ogromna ekscytację, uwielbiam tą atmosferę. Z tymi koncertami wiąże najwięcej wspomnień, w końcu to właśnie tam wystąpiłem pierwszy raz po operacji, więc to miejsce kojarzyło mi się z tym co najlepsze.
Wstałem dziś wcześnie, jakoś nie mogłem spać. Poszedłem sobie robić śniadanie, gdy niespodziewanie do kuchni weszła moja ciężarna żona.
-A ty co tu robisz? Lekarz kazał ci jak najwięcej leżeć. - zacząłem ją strofować.
-Taa... bo ty myślisz, że tak łatwo jest nic nie robić całymi dniami. Z resztą jak się trochę poruszam to mi się nic nie stanie, nie przesadzaj. - tłumaczyła się.
-No niech ci będzie, ale masz uważać. OK? A teraz siadaj. - nakazałem, po czym odsunąłem jej krzesło na znak, że ma usiąść.
-OK. Kochany jesteś, że się tak o nas martwisz.- powiedziała i położyła rękę na swoim brzuchu.
Podszedłem do niej i przytuliłem ją. Trzymałem w rękach cały mój świat, wszystko co było dla mnie najważniejsze. To co wydarzyło się przez ostatni czas w moim życiu było tak mistyczne, że aż nieprawdopodobne.
-Szkoda, ze nie możesz ze mną jechać na koncert. Aha, zapomniałem ci powiedzieć, że Jess przyjedzie dziś do nas, więc nie będziesz sama.
-To super, stęskniłam się za nią. A o której będzie?
-Nie mam pojęcia, ale raczej wcześnie.
 -Dobra dziubek, ja już muszę lecieć, bo jeszcze musimy z chłopakami wpaść do studia. - powiedziałem dopijając w pośpiechu swoją herbatę.
-Ok, to widzimy się wieczorkiem.
-Pa. -pożegnałem się i udałem się do wyjścia. -Byłbym zapomniał, buzi jeszcze! - ocknąłem się i zawróciłem.
-Hahaha, lepiej późno niż wcale sklerotyku. - powiedziała po czym delikatnie cmoknęła mnie w usta.
-Jesteś taka piękna.-powiedziałem po czym ponownie ją pocałowałem.
-Przestań! - zaczęła cię czerwienić.
-Możesz mi nie wierzyć, ale ja i tak będę ci to codziennie powtarzał. Szkoda, że nie możesz zobaczyć tego co widzę ja za każdym razem, gdy na ciebie patrzę... - odsunąłem jej włosy z oczu, które mnie tak ujęły przy naszym pierwszym spotkaniu. Ona dotknęła mojego policzka i słodko się uśmiechnęła.
-Dobra, na mnie już pora. Pamiętaj, że cię kocham.
-Ja ciebie też. Już tęsknię.- odpowiedziała.

Po kilku godzinach dotarliśmy na miejsce koncertu. Wszyscy byliśmy w świetnych nastrojach. Jak zawsze na Summertime ball był duży ruch, tysiące ludzi. W tym roku po raz kolejny otwieraliśmy to show. W garderobie jak zwykle nie obyło się bez żartów, które przede wszystkim dotyczyły się mnie i tego, że będę tatą. Szczerze nic sobie z nich nie robiłem, wiedziałem, że oni są po prostu zazdrośni, ze to ja jestem pierwszy. Nikt z nich się tego nie spodziewał, nawet dla mnie było to zaskoczenie.

Staliśmy już na backstage'u kiedy zadzwoniła do mnie Jessica, jednak nie miałem czasu odebrać. Stwierdziłem, że oddzwonię po występie.
Wbiegliśmy na scenę i śpiewaliśmy kolejne piosenki świetnie się przy tym bawiąc. Skakaliśmy i zachęcaliśmy widownie do tego, aby pomagali nam śpiewać. Musieliśmy ich rozkręcić, w końcu otwieraliśmy występ. Wszystko się udało i zadowoleni zeszliśmy ze sceny. Żartowałem z chłopakami, gdy nagle przypomniało mi się, ze miałem oddzwonić do siostry. Wyjąłem telefon i zobaczyłem prawie trzydzieści nieodebranych połączeń. Zaniepokoiło mnie to, wiedziałem, że coś musiało się stać. W tym momencie Jess zadzwoniła po raz kolejny, więc szybko odebrałem połączenie. Usłyszałem zdenerwowaną siostrę, po tym co mi powiedziała zamarłem....



A tu macie ,,Just the way you are" w wykonaniu Nathana aka moje uzależnienie od ostatnich kilku dni <3 Mogła bym tego słuchać cały czas *__*

 
 
 
 
Wiem , że bardzo długo nie dodawałam, ale nie miałam czasu przez szkołę, a poza tym kompletny barak weny:( Jednak teraz wena na mnie zstąpiła więc będę dodawać kolejne rozdziały :)
Dziękuję za wszystkie komentarze i przepraszam, że tak Was zaniedbałam.
Jeśli czytasz to opowiadanie napisz kilka słów, bo to naprawdę mi pomaga. Proszę :*
Można komentować nawet anonimowo, więc każdy może to zrobić.
Pewnie zastanawia Was czemu tak przeskakuję, ale po prostu chcę jak najszybciej przejść do akcji właściwej. Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, więc do następnego ;)
 
 
 

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 5

~Perspektywa Aśki~

Już od dwóch tygodni jestem panią Sykes i za razem najszczęśliwszą dziewczyną na Ziemi. Nigdy nie myślałam, że wyjdę za mąż tak szybko, miałam zamiar najpierw skończyć studia, znaleźć dobrą pracę, ustatkować się, chciałam do czegoś dość pozostawiając uczucia z tyłu, jednak Nath moje plany pokrzyżował, a wręcz sprawił, że kompletnie przestały mieć dla mnie znaczenie, bo liczył się tylko on. Przy nim wszystkie problemy zdawały być się błahostką, a każda chwila, nawet ta spędzona na kanapie przed telewizorem była idealna i wyjątkowa. Jednak nasze szczęście, szczególnie na początku, kiedy zostaliśmy parą było wystawione na wiele prób. Wiele osób mówiło, że jestem z nim tylko dla pieniędzy, sławy i go nie kocham, że przeze mnie zespół się rozpadnie.
Wiele razy miałam ochotę zniknąć z jego życia , bo widziałam jak wiele go to wszystko kosztuje, gdybym znikła wszystko wróciło by do dawnego stanu, przynajmniej tak sobie to wtedy tłumaczyłam, ale nie potrafiłam tego zrobić, nie mogłam, on jest dla mnie wszystkim.
Nie wszyscy jednak byli wrogo nastawieni, dużo fanów zespołu i sami chłopcy nas wspierali, bez nich nie dalibyśmy rady.
Starałam się żyć w miarę normalnie, jeśli tak można powiedzieć będąc żoną jednej piątej The Wanted, nie rzuciłam studiów, a potem planowałam znaleźć pracę. Wszystko było by OK gdyby nie pewien drobny szczegół, który męczył mnie od kilku dni.

~Perspektywa Nathan'a~

-Co ty tak myślisz? A tak wogóle to czemu taka blada jesteś? - zapytałem zaniepokojony.
-Ja?! Nie, zdaje ci się, nic mi nie jest.
-Napewno? Bo źle wyglądasz.- drążyłem dalej.
-No dzięki Sykes! - odpowiedziała sarkastycznie. - Po dwóch tygodniach małżeństwa takie słowa.-dodała i odsunęła się ode mnie.
-Ale przecież ja nie w tym sensie, kochanie. -powiedziałem po czym objąłem ją, kładąc głowę na jej ramieniu. - To może w ramach przeprosin zrobię ci jakieś dobre śniadanko. -zaproponowałem.
-Nie! Tylko nie mów o jedzeniu. O Boże, niedobrze mi... - powiedziała i poleciała do łazienki.
Nie wiedziałem co się dzieje więc poszedłem za nią. -Ej, nic ci nie jest?!- pytałem zaniepokojony stojąc pod drzwiami.
-Nie, wszystko dobrze, zaraz wyjdę. -odpowiedziała i rzeczywiście po kilku minutach wyleciała stamtąd jakby się przynajmniej paliło, już kompletnie nie wiedziałem co się z nią dzieje.
-Gdzie są kluczyki?! - zapytała przegrzebując przy tym chyba cały dom.
-Ale o co chodzi?! Nie pozwolę ci prowadzić w takim stanie, odwiozę...
-Nie chrzań mi tu głupot, tylko mów gdzie są te cholerne kluczyki!!!-  zaczęła się na mnie drzeć chwytając mnie przy tym za koszulkę, w taki sposób jakby chciała mnie pobić.
-W korytarzu w mojej czarnej kurtce, w prawej kieszeni.- powiedziałem na jednym tchu półgłosem.
-Nie można była tak od razu?!- puściła mnie i szybko wybiegła z domu. Ja naprawdę nie rozumiem tych kobiet. Co to miało właściwie być, jakieś napięcie przedmiesiączkowe, czy co.
Nie wiedziałem co mam robić, lecieć za nią, wzywać policje, jednak stwierdziłem, że najlepiej będzie jak zaczekam w domu. Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi, zdziwiło mnie to, bo ona dopiero przed chwilą wyszła, więc to musiał być kto inny. Poszedłem otworzyć i moim oczom ukazała się zgraja tych czterech oszołomów. Oni zawsze potrafią wybrać dogodny moment, chociaż w sumie to dobrze, że przyszli bo przynajmniej mnie wesprą w tych dziwnych chwilach mojego życia.
-No cześć młody!- rzucili w moja stronę mijając mnie przy drzwiach. No tak, muszę do tego przywyknąć, że do mnie wchodzi się jak do baru, jakby tak trudno było zapytać -,,Możemy wejść?", albo coś w tym stylu, ale nie, bo po co.
-A gdzie małżonka? - zapytał Tom, kiedy wszedłem do plądrowanej już przez nich kuchni.
-Uwierz, też bym chciał wiedzieć. Dosłownie chwilę przed waszym przyjściem wybiegła z domu bez żadnych wyjaśnień i prawie mnie pobiła jak nie chciałem dać jej kluczków, bo zaproponowałem, że ją odwiozę.
-Nie przejmuj się to dopiero początki. - powiedział z udawaną troską Jay klepiąc mnie po ramieniu.
-Pewnie cię zdradza. -dodał Tom grzebiąc po szafkach.
-Ty jak już coś powiesz...- skomentowałem z litością w głosie. -A tak właściwie to czego ty tam tak namiętnie szukasz, jeśli można wiedzieć?
-Yyyy... ketchupu.
-Kretynie, ile razy ci mamy mówić, że ketchup się trzyma w lodówce, a nie w szafce!!! -odpowiedzieliśmy chórem.
-No i właśnie potem jest taki zimy, niedobry. - odpowiedział krzywiąc się przy tym. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Ty to już chyba nigdy nie znormalniejesz.- podsumował go Max.
Nasza konwersację przerwało jednak przybycie Aśki. Wparowała do domu, ściągła buty i od razu pobiegła do łazienki. Kiedy przebiegała koło kuchni, zdążyła rzucić tylko:,,Cześć chłopaki" i tyle ja widziałem.
-Masz rację, coś się dzieje twojej kobiecie. -powiedział Jay.
-Ona zawsze taka zrównoważona była.- dodał Siva.
-No dzięki, jakbym sam tego nie zauważył. -odpowiedziałem ironicznie. -Dobra, idę do niej. Może się wreszcie dowiem o co chodzi.
Jak powiedziałem tak też zrobiłem. Postanowiłem, że chwilę postoję przed drzwiami, wolałem się od razu nie narzucać. Minęło kilka minut i już miałem zamiar się odezwać, gdy nagle usłyszałem:
-O cholera! Tylko nie to! -dobiegające zza drzwi.
-Kochanie, co się stało?!- zapytałem zaniepokojony.
-Dlaczego akurat teraz?!-słyszałem rozpacz w jej głosie.
-No powiesz mi wreszcie, co ci jest? -nie dawałem jej spokoju.
-Nic mi nie jest.-powiedziała po czym w końcu otworzyła drzwi. -Nic, oprócz tego. -dodała pokazując mi jakiś małym, biały przedmiot...
-Czy to jest...Czy ty jesteś..?-powoli zaczynałem układać wszystko w logiczną całość, choć nadal to nie mogłem uwierzyć.
-Tak Sykes, będziesz ojcem.-odpowiedziała ciężko wzdychając i opierając się o framugę.
Musze przyznać, już chyba nic mnie bardziej nie zaskoczy.
-I ty mi... I ty mi to tak spokojnie mówisz?! -zacząłem się jąkać. -Wariatko, nawet nie wiesz jak się cieszę!- złapałem ja i podniosłem do góry.
-Ja też, ale wyobrażasz sobie jak teraz zmieni się nasze życie... Ja chciałam mieć dziecko, ale nie myślałam, że tak szybko to się stanie.
-Ma się te zdolności.-powiedziałem i uśmiechnąłem się złowieszczo.
-Spadaj głupku. Ty się lepiej zastanów jak my im to powiemy.
-Komu?
-A kto nam kuchnie okupuje?
-A no tak zapomniałem z tego wszystkiego. Dobra chodź, coś się wymyśli. -zapewniałem ją, po czym udaliśmy się do naszych gości.
Stanęliśmy w drzwiach i nie wiedzieliśmy co mamy robić, kiedy cztery pary oczu zostały na nas skierowane.
-Ja im nie powiem, ty to zrób.-broniła się Aśka.
-Dobra niech ci będzie.-rozmawialiśmy między sobą półgłosem.
-Powie nam któreś z was wreszcie o co chodzi, czy będziemy tak siedzieć jak te głupki?!-zapytał poirytowany Max.
-No dobra powiem wam.-wziąłem głęboki oddech. -Będziecie wujkami!- oznajmiłem im, a potem usłyszałem brzęk szklanej butelki z ketchupem, która przed chwilą trzymał Tom, a teraz leżała rozwalona wraz z zawartością na podłodze.




Nareszcie napisałam. Postaram się dodawać teraz rozdziały często. Dziękuje wam za wszystkie komentarze, ale proszę o więcej :) Do następnego<3

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 4

~jakiś czas później~

Perspektywa Jay'a

-Jezus! Nathan jak ty nudzisz. Myślał by kto, że ty się tak przejmujesz ubraniami. Ten weź, on bardzo dobrze leżał. - powiedziałem przekonująco pokazując mu przy tym czarny garnitur, który przed chwilą przymierzał.
-Nie, ten nie. Może tamten, albo lepiej... No sam nie wiem. Z resztą ty zamiast mnie krytykować i poganiać cały czas może byś mi pomógł. - zaczął marudzić jak zwykle.
-Cały czas to robię i tak jestem cierpliwy, chłopaki już godzinę temu się zmyli, a i tak jak na ich długo wytrzymali, więc doceń moje poświęcenie.
-A no dobra wezmę ten, niech ci będzie. I dziękuję mój przyjacielu, tylko na tobie mogę polegać.
-O, wzruszyłem się, ale teraz już chodź.- powiedziałem i wziąłem ubranie, po czym pociągnąłem go za rękaw w stronę kasy żeby się czasem nie rozmyślił.
-Ej, no! Co ty robisz?!. - zaczął się szarpać, a ja próbowałem nie zwracać na niego uwagi.

Z zapakowanym garniturem poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do chłopaków, którzy już czekali na nas w pubie dwie przecznice dalej. Nathan już się uspokoił.
-Swoja drogą muszę ci przyznać; nie spodziewałem się, że będziesz pierwszy. - przyznałem.
-Widzisz, życie lubi zaskakiwać. Na ciebie tez przyjdzie pora.
-Hahaha, chyba sam nie wierzysz w to co mówisz.
-Nie przesadzaj, w końcu dojżejesz. - przekonywał, klepiąc mnie po ramieniu.
-No, nauczę się od mistrza. -powiedziałem próbując przy tym zaparkować i nie uszkodzić żadnego samochodu. Oczywiście wyszło perfekcyjnie.
 Max, Tom i Siva już na nas czekali, nie muszę dodawać, że byli już lekko wstawieni.
-No i jak top model wybrałeś ten garnitur. - udarł się Tom gdy tylko weszliśmy do środka.
-Zamknij się debilu, bo nam wstydu narobisz. -mówił do niego Max, zatykając mu usta ręką.
-A co miałem nie wybrać, oczywiście, że kupiłem. - odpowiedział Nath, gdy do nich podeszliśmy.
-To pokaż.- powiedzieli chórem.
-Potem, w samochodzie został.- dodał Sykes.
-Nie pierdziel, tylko po to idź. Ja tu muszę fachowym okiem ocenić. - nakazał Seev, jeśli można tak powiedzieć, bo właściwie bulgotał coś pod nosem. Zostawić ich na chwilę samych to się opiją, nawet na mnie nie zaczekali.
-Ale..... no dobra idę.- Nathan próbował się bronić, ale nie miał szans przy nich i przy ich argumentach. Dałem mu kluczyki i poszedł do samochodu.
-I jak, odebrałeś to o co prosiłem? - zapytałem Tom'a.
-Znaczy co?- odpowiedział wesołym głosem.
-Nie rób z siebie durnia! Miałeś odebrać obrączki. - powiedziałem lekko zdenerwowany.
-A tak, oczywiście. - zaczął szukać po kieszeniach. Szukał i szukał, a jego źrenice robiły się coraz większe.
-Masz?! - zacząłem naciskać.
-No nie wiem, miałem przecież, ale ich nigdzie nie mam... -zaczął panikować Parker dalej przetrzepując swoje kieszenie.
-Przecież ja cię zabiję!- zacząłem się na niego wydzierać.
-Proszę nie, to naprawdę nie moja wina, one się znajdą. Przysięgam! - mówił prawie przede mną klęcząc.
Miałem ochotę go rozerwać, ale w tym momencie wrócił Nath.
-Co on tak klęczy przed tobą?!- zapytał zdziwiony.
-A nic, nic... - odpowiedział Tom, patrząc na mnie oczami zbitego psa.
Sykes zrobił zdziwiona minę i pokazał im garnitur.
-No ujdzie. - podsumował Siva.
-No wiesz, trochę entuzjazmu. - rzuciłem w jego kierunku.
-Super jest. - poprawił się, lecz nadal bez entuzjazmu.
-A walcie się wszyscy! - zdenerwował się Sykes i schował garnitur to torby.
Zamówiliśmy sobie z młodym po piwie, najwyżej wrócimy taksówką, ich ci u nas dostatek.
W tym momencie do Max'a zadzwonił telefon. Kiedy włożył rękę do kieszeni wydawał się nieco zdenerwowany. Odebrał telefon;
-Cześć mamo.
-Tak.
-Tak.
-OK.
-Dobrze.
-Oczywiście, jak każesz.
-Pa.
Nie mogliśmy powstrzymać śmiechu.
-Co Maxiu, mama dzwoniła żeby ci przypomnieć, że masz zmieniać skarpetki?! -nabijał się Seev, a my już nie mogliśmy wytrzymać. On rzucił nam tylko wymowne spojrzenie i popukał się w czoło.
-A tak mi się teraz przypomniało, mam te obrączki dla ciebie Nath. -powiedział po chwili Max, wyciągając z kieszeni granatowe pudełeczko.
-O, dzięki wielkie stary. -odpowiedział, odbierając swoja własność.
-Ja tu prawie na zawał schodzę, a ten mi...- zaczął lamentować Tom, biorąc głęboki oddech.
-Oj, no zapomniałem. -półgłosem rzucił w jego kierunku łysy. Popatrzyłem na nich i w geście rozpaczy pokręciłem głową i ciężko westchnąłem.
-To co panowie, trzeba opić koniec Jaythan'a!!! - krzyknął Siva podnosząc kieliszek do góry.

~kilka godzin później~
-Cicho!!! -próbował uciszyć nas Nath, sam ledwo trzymając się na nogach i powstrzymując śmiech.
-A nie będzie krzyczała, że wszyscy tu przyszliśmy, ta twoja przyszła żona? -zapytał Tom, wisząc na Sivie.
-Nic się nie martw, ja to biorę na klatę. Rano wrócicie do domu.-zapewniał Sykes, próbując trafić kluczem do zamka.
-Jest, udało się! Za mną. - powiedział, gdy w końcu mu się udało otworzyć drzwi.
-Cicho osły, bo ją obudzicie!-próbował nas uspokoić i zaświecił przy tym światło.
-Za późno! - nie mógł powstrzymać śmiechu Max, kiedy zobaczył, że Aśka stoi z założonymi rękami na końcu korytarza. Wszyscy oprócz niego momentalnie spoważnieliśmy.
-Zamknij się kretynie!-krzyknął na niego Tom, uderzając go przy tym łokciem w bok. Poskutkowało. Nastała niezręczna cisza.
-Widzę, że zakupy się udały. - powiedziała z przekąsem dziewczyna.
-Jak najbardziej. - odpowiedział posłusznie Nath.
-Ale takie kolejki były, że nam trochę dłu...
-Nie pogrążaj mnie kretynie. - przerwał Sivie.
-Dobrze, rozumiem. A teraz dobranoc. -Spokojnie powiedziała i poszła do sypialni, zamykając za sobą drzwi, aż mnie zdziwiło, że nie zrobiła awantury.
-Hahaha, słyszeliście panowie, mówiłem, że wszystko będzie OK. To dobranoc.- powiedział radośnie Nath i udał się w stronę sypialni, ale nawet nie zdążył otworzyć drzwi, bo ona go uprzedziła.
-Była bym zapomniała. Ty śpisz z nimi w salonie, a jutro, a właściwie dziś z samego rana jedziemy pozałatwiać jeszcze parę spraw. Miłej nocy. - dokończyła i zamknęła drzwi przed nosem biednego Nath'a, który dalej stał tam jak wryty. Po chwili się jednak odwrócił ze swoimi smutnymi oczkami i powiedział:
-Niech mnie, któryś przytuli, bo się zaraz rozpłaczę.

~ ranek ~

Perspektywa Nathan'a

-Nathan, wstawaj. - szarpała mnie za ramie Aśka.
-Co... Co się dzieje?! - zapytałem zdezorientowany.
-Musimy już jechać. Rusz się!
-Jeszcze chwileczkę.- próbowałem negocjować, ale poczułem, że wyjęła mi poduszkę spod głowy.
-Jezu! Co ty robisz?! Głowa mnie boli! - ożywiłem się, kiedy uderzyłem głową w materac.
-Uważaj, żebyś czasem przytomności nie stracił! Wstawaj, bo następna będzie kołdra.
-Ty mi grozisz?! Uważaj, bo się przestraszę. - odpyskowałem, odwracając się na drugi bok.
-Jak chcesz. - powiedziała i ściągnęła ze mnie kołdrę, a ja się wkurzyłem i zacząłem wstawać, bo i tak wiedziałem, że mi nie da spokoju.
-Od samego rana dupę truje... -powiedziałem pod nosem i udałem się do łazienki.
-Coś ty powiedział?! - zauważyłem, że wyraźnie się wkurzyła, a po chwili dostałem poduszką w tył głowy.
-Dorośnij! - odwróciłem się w jej kierunku i rzekłem poważnie. No i 1:0 dla mnie.

Zebraliśmy się wszyscy i wspólnie pojechaliśmy załatwiać jeszcze milion rzeczy, które moja kobieta zaplanował na dzisiejszy dzień.
Nie wiem jak to się stało, ale ja byłem w najgorszym stanie, miałem nawet mały problem żeby wsiąść do samochodu, ale udało się. Oczywiście nikt z nas nie był w stanie prowadzić, więc ona musiała to zrobić.  Dziwnie się czuję z myślą, że za kilka dni już na zawsze będziemy razem, nic nie może stanąć nam na przeszkodzie...










Po pierwsze przepraszam, ze tak długo nic nie dodawałam, ale naprawdę na nic ostatnio nie miałam czasu, (i w dodatku weny -,-) teraz powinno być coraz luźniej z nauką, więc postaram się dodawać częściej:)
Pewnie dziwi was, że tak bardzo przyspieszyłam z tym wszystkim, że już ślub, itd., ale chcę jak najszybciej dojść do akcji właściwej. Wiem, że ten rozdział jest kompletnie inny od wcześniejszych, ale to wkrótce wróci do normy, są po prostu momenty, które trzeba tak opisać, ale niestety Nathan nie będzie miał tych momentów dużo...
Dobra kończę, bo i tak już za dużo powiedziałam.
Dziękuję z całego serca za wszystkie komentarze i jeszcze raz bardzo, ale to bardzo przepraszam, że tak zaniedbałam bloga :*
Do następnego <3

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 3

Stałem tam i nie wiedziałem co robić, miałem całkowitą pustkę. Przez mija głowę przeszła myśl;
- Nathan, co się z tobą do cholery dzieje?! Przecież to nie ma najmniejszego sensu....- Popatrzyłem ostatni raz w jej stronę i postanowiłem, że zapomnę. Jeśli mogłem coś tak szybko do niej poczuć, to równie szybko może zniknąć. -Żegnaj. - pomyślałem i ciężko westchnąłem. Spuściłem wzrok i zająłem się szukaniem swojej kurtki, którą wcześniej gdzieś rzuciłem. Te chwile zdawały się być dla mnie wiecznością. powrót do rzeczywistości był dla mnie jedynym słusznym rozwiązaniem.
Nagle za ramie chwycił mnie Jay, a ja odwróciłem się gwałtownie w jego kierunku.
-Biegnij za nią! - powiedział, patrząc na mnie wymownie.
-Co?! - zapytałem zdziwiony i straciłem jego rękę z ramienia. - O co ci właściwie chodzi?!
-Stary nie marnuj tego! Może ją jeszcze dogonisz. - dalej przekonywał. W tym momencie dotarło do mnie, że on ma rację, przecież nie mogę tak łatwo się poddać. W ciągu tych kilku sekund w głowie miałem tysiące myśli. Szybko się zerwałem i pobiegłem w nadziei, że ją jeszcze dogonię. Obawiałem się tylko, że może już być za późno....


~ rok później ~

Nie było dnia, w którym bym o niej nie pomyślał. Miałem wrażenie, że zawładnęła moim umysłem. Każdy dzień, każda chwila, każda sekunda były wypełnione myślami o niej, o dziewczynie, która spotkałem rok temu w Polsce. Mima iż byłem nieszczęśliwy, czułem, że mam dla kogo żyć. Cały czas łudziłem się, że kiedyś ją jeszcze spotkam, to dodawało mi siły. Stała się moją inspiracją, wszystko co robiłem było z myślą o niej. Nie wiedziałem jak mogę pomóc przeznaczeniu, przecież nie pojadę do Polski i nie będę jaj szukał, to by było chore. Z reszta szansa na jej odnalezienie graniczyła z cudem, minęło zbyt dużo czasu. Trzeba czekać na to co przyniesie los, może poznam kogoś kto pomoże mi o niej zapomnieć. Oby... Z rozmyślań wyrwał mnie telefon. Jak zwykle, Jess. Odkąd przyjechałem do domu dzwoni do mnie kilkanaście razy dziennie, chyba się stęskniła.
-Co się stało? - zapytałem znudzony, chciałem dać jej do zrozumienia, ze już mnie to męczy.
-Przyjdę dzisiaj trochę później, bo po wykładach idziemy ze znajomymi na miasto. OK? - odrzekła.
-Tak, jak zwykle. Najpierw tęsknisz, wydzwaniasz co pięć minut, a teraz mnie zostawiasz? - zapytałem drwiąco.
-Oj Nath, to nie tak. Chciałam żebyś miał chwile spokoju ode mnie, ale w sumie jak nie masz nic do roboty, to przyjedź. Poznasz moich znajomych ze studiów, a przy okazji spędzimy trochę czasu. Co ty na to? - zaproponowała.
-W sumie, może i to dobry pomysł. Dobra, przyjadę. - powiedziałem, bo prawda była taka, że to było najlepsze co mogłem w tej chwili robić.
-Ale fajnie. To się widzimy za pół godziny, w tym pubie co zawsze. Do zobaczenia.
-OK. Zaraz się zbieram.- powiedziałem, po czym odłożyłem telefon.
Ubrałem bejsbolówkę i wziąłem ze stolika kluczyki do samochodu. Wsiadłem do mojego białego  mini cooper'a, co prawda mogłem iść pieszo, ale nie miałem ochoty, nie chciałem żeby ktoś mnie rozpoznał. Lubiłem jeździć ulicami mojego rodzinnego miasta, kojarzyło mi się z dzieciństwem, z beztroską, za spacerami z mama i Jessicą, z tym co juz nigdy nie wróci, z najlepszym okresem w moim życiu. Moja podróż nie trwała długo, więc byłem na miejscu sporo przed czasem.
Wstąpiłem do sklepu żeby zrobić zakupy i nie czekać bezczynnie na siostrę, miałem w planach ugotować coś na kolacje, szybko się uwinąłem, ale przy kasie była kilometrowa kolejka, czas mijał, a ja już wiedziałem, że się spóźnię.
Kiedy tylko kasjerka wydała mi resztę szybko pobiegłem wrzucić zakupy do samochodu, po czym udałem się do pobliskiego pubu. Leciałem po chodniku na złamanie karku, kilka razy potykając się przy tym, jak zwykle mimo starań byłem spóźniony. Zbliżając się na miejsce spotkania zwolniłem, nie chciałem, żeby zauważyła, że znowu wszystko robię w biegu. Poprawiłem włosy i spojrzałem przez szybę rozglądając się gdzie siedzi Jess ze swoją paczką. -Jest!- powiedziałem sam do siebie triumfalnie. Otworzyłem drzwi i z uśmiechem na ustach wparowałem do środka, kierując się w stronę stolika.
-No jesteś wreszcie, jak zwykle spóźniony! - przywitała mnie siostra.
-Też się cieszę, że cię widzę. Nie przesadzaj, tylko trochę. - zacząłem się bronić.
-Dobra, dobra. Poznajcie to jest mój brat, Nathan. - powiedziała, po czym przedstawiła mnie swoim znajomym, jakims dwum facetom i jednej dziewczynie.
-Witam. - rzekłem, podając każdemu z nich rękę, po czym usiadłem koło jednego z tych gości.
-Ty jesteś z tego zespołu The Wanted, moja młodsza siostra was uwielbia. Jest szansa, że dasz mi autograf? Przepraszam, że cię meczę, ale gdyby on się dowiedziała, że cie spotkałam, a nie wzięłam, to bym nie miała z nią życia.- zapytała dziewczyna.
-No jasne, że dam, jak będę widział się z chłopakami załatwię jeszcze od nich, dam Jess, to ci przekaże i podziękuj jej ode mnie, każdy fan jest dla nas ważny. - odpowiedziałem życzliwie i zgodnie z prawdą, Jeśli tylko drobny gest ma kogoś uszczęśliwić staram się to robić.
-Dzięki wielkie, na pewno jej przekaże. - powiedziała, a ja uśmiechnąłem się w jej kierunku.
-To może zamówimy do jedzenia? -zaproponowałem.
-Jeszcze czekamy na jedną osobę, zaraz powinna być. O właśnie jest!!! - powiedziała Jessica, wstając i machając do kogoś, kto był poza zasięgiem mojego wzroku, ponieważ siedziałem tyłem do wejścia.
Odwróciłem się i w tym momencie zakrztusiłem pitym przeze mnie sokiem. Zacząłem kaszleć, a facet, który siedział koło mnie klepał mnie po plecach, kiedy już się uspokoiłem, ręką dałem mu sygnał, że wszystko jest OK. Powoli uświadamiałem sobie co się dzieje, nie zwracając uwagi na to,  że prawie wszyscy się na mnie gapią. Wpadłem w osłupienie.
-Wszystko dobrze? - zapytała siostra, a ja pokiwałem twierdząco głową, bo nie byłem w stanie wydobyć z siebie głosu. -To może poznaj, to jest....
-My się znamy. - przerwała jej, wyciągając w moim kierunku rękę na przywitanie, a ja jak głupi cieszyłem się, że jeszcze mnie pamięta...



 
 

Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale nie wyrabiam:( Dziękuję za komentarze, to dzięki nim mam motywację:) Nie za bardzo mi wyszedł ten rozdział, ale ocenę pozostawiam Wam. Nie wiem kiedy dodam nexta, postaram się jak tylko będę mogła, ale nie wiem kiedy to nastąpi, bo naprawdę mam masę rzeczy na głowie, niestety.
 W tym miejscu chciałam zaznaczyć, że akcja dopiero się rozkręci :)
Do nastepnego<3

czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 2

-Fajny ten koncert. Jestem zmuszona ci podziękować za to, że mnie wyciągnęłaś. Świetnie się bawiłam.
-A nie mówiłam! Ja wiem co dobre, a oni są najlepsi!!!
-Ty masz bzika na ich punkcie! Dobra, mniejsza z tym. Idziesz jeszcze po jakieś autografy, czy coś?
Ja już chyba pójdę, bo muszę się jakoś ogarnąć na jutro.-powiedziałam wykończona dzisiejszymi atrakcjami i dałam kuzynce buziaka w policzek.
-O cholera...! Zapomniałam!
-Ale o czym?- zapytałam zdezorientowana.
-Bo chodzi o to, że ty jeszcze nie możesz iść.
-Dlaczego? Przecież i tak idziemy w dwie różne strony, a ja po autografy nie idę. Nie martw się,poradzisz sobie. Jesteś dużą dziewczynką.
-Nie o to chodzi. Widzisz ja zapomniałam ci wcześniej powiedzieć, że... Tylko się nie złość.-ciągła dalej.
-Ja się dopiero zezłoszczę jak mi nie powiesz o co chodzi. Mów szybko, a obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy.
-Mamy wejściówki za kulisy!!! Fajnie co?!-powiedziała podekscytowana.
-Co? Ja nigdzie nie idę. Nie jestem ich wielką fanką, mi to do niczego nie jest potrzebne. Weź jakąś dziewczynę dla której to będzie spełnienie marzeń. Zaraz ci jakąś znajdę.-zaczęłam się wykręcać przy okazji rozglądając za jakąś kandydatką na moje miejsce.
-Nie ma mowy! Błagam cię chodź tam ze mną. Zdjęcia mi z nimi porobisz i wogóle. Ja sama nie chcę, boję się. Wiesz jak było trudno zdobyć te bilety. Musisz mnie wesprzeć emocjonalnie, przecież ja zwariuję jak ich zobaczę. Proszę....-mówiła robiąc przy tym słodkie oczka.
-Boże! Co ja z tobą mam! Dobra chodź.-uległam i pociągnęłam ją za rękę w stronę sceny.
-Kocham cię! Dziękuję!-piszczała i rzuciła mi się na szyję.
-Nie gadaj, tylko chodź, bo jeszcze mogę zmienić zdanie...

~Perspektywa Kev'a~

-Muszę przyznać, że się spisaliście. Gratuluję występu. Za chwilę macie spotkania z fanami. Zaraz proszę pierwszą grupkę.
-Jak możesz?! Przecież my zawsze mamy dobre występy, ale przyznaje, że tym razem pokazaliśmy na co nas stać.-Tom jak zwykle zaczął się przechwalać.
-Ty się kochany lepiej ogarnij i wy też chłopaki, bo mi ludzi wystraszycie.-powiedziałem i skierowałem się w stronę wyjścia. -Aha i wstydu nie naróbcie.-dodałem na odchodnym. Ja mam z nimi ciężkie życie, oni są gorsi niż dzieci, na każdym kroku trzeba pilnować. Dobrze, że mnie chociaż słuchają.
-Tak jest panie kapitanie!- krzyknął za mną Max, a ja zacząłem śmiać się pod nosem. Przyznaję bez nich moje życie nie było by tak fajne. Przywykłem już do bycia opiekunką pięciu dorosłych facetów, którzy nie potrafią o samych siebie zadbać.

~Perspektywa Nathan'a~

Zmęczeni zeszliśmy ze sceny, było cudownie. Humor mi się zdecydowanie poprawił, może się utrzyma chociaż do jutra, dłużej... nie sądzę, ale zawsze coś. Widać nie tylko ja mam takie odczucia, że to był jeden z fajniejszych koncertów. Szkoda, że dopiero teraz tu przyjechaliśmy, cóż to nie od nas zależy, my mogliśmy się tylko o to starać i robiliśmy to. Nie żałujemy. Ja nie żałuje...
Nawet Kev nas pochwalił, a to mu się nieczęsto zdarza. Musieliśmy dobre wrażenie utrzymać do końca, dlatego staraliśmy się na spotkaniach z fanami. Fajnie nam się z nimi rozmawiało, czas szybko mijał i kolejni fani wychodzili. Wszystko było w porządku dopóki nie weszła ostatnia grupka, dopóki nie pojawiła się ona....

Nie, nie to nie może się dziać. Muszę myśleć racjonalnie, muszę postępować zgodnie ze swoimi zasadami, jednak nie potrafiłem. Kiedy weszła wyglądała na zagubioną, zachowywała się inaczej niż wszystkie, nie patrzyła w naszym kierunku, cały czas stała z dziewczyną, z którą przyszła, musiały się znać. Zbliżyła się, mogłem zobaczyć jej oczy, popatrzyła na mnie, a nasze spojrzenia się spotkały.
Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie,  nie obchodziło mnie nic, nic poza nią.
W tej chwili podeszły do mnie dwie inne dziewczyny, a nasze spojrzenia się oddaliły. Musiałem skupić się na rozmowie jednak to było chyba najtrudniejszą rzeczą jakiej przyszło mi dokonać. Cały czas na nią patrzyłem, starałem się jednak żeby nikt nie zauważył. Jednak nadszedł ten moment kiedy do mnie podeszła. Pierwszy raz doznałem takiego czegoś, nie wiedziałem co mam powiedzieć, jak się zachować. Nie potrafiłem racjonalnie myśleć, jednak starałem się sprawić jak najlepsze wrażenie.
Jej znajoma podała mi rękę, odwzajemniłem ten gest i na chwilę oderwałem oczy od jej oczu. Oczu, które mnie zniewoliły, kontakt wzrokowy z nią był dla mnie jak gra z piorunami., niebezpieczny jednak ekscytujący.
-Jestem Sandra.-powiedziała, a ja, choć to głupie bo i tak każdy kto tu przychodzi zna moje imię, również się przedstawiłem. Wiedziałem, że zaraz poznam imię tej dziewczyny. Wyciągnąłem w jej kierunku rękę, ona zrobiła to samo. Jej dłonie były ciepłe i delikatne.
-Nathan. -powiedziałem, wiedziałem, że zaraz poznam jej imię.
-Joanna. - uśmiechnęła się do mnie. Pierwszy raz poczułem coś takiego. Rozmawialiśmy chwilę, okazało się,że ona nie jest naszą fanką tylko przyszła tu na prośbę swojej kuzynki. Zdziwiłem się, ale kompletnie mnie to nie zmartwiło, poczułem ulgę, że ona nie jest kolejna, która widzi tylko we mnie Nathan'a z The Wanted, a przynajmniej nie tylko jego. Nie zdążyłem się zorientować, a one już musiały iść, nie wiedziałem co mam zrobić. Poczułem strach, że już nigdy jej nie zobaczę... 











Jest! Udało się! Nawet się niespodziewałam, że tak trudno będzie mi go napisać. Trochę mi zeszło:)
Dziękuję za komentarze, są dla mnie bardzo ważne<3  Oby było ich jak najwięcej:)

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 1

Dżwięk telefonu oderwał mnie od książek. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Słuchaj! Mam do ciebie ważną sprawę. Zabieram cię dzisiaj wieczorem na koncert.- usłyszałam  podekscytowaną kuzynkę. -Moja przyjaciółka nie może iść, bo złamała nogę i pomyślałam o tobie. Proszę, błagam, zgódź się!!!
-Co?! Ale ja nie mam czasu, przygotowuję sie do sesji. Nie mogę zawalić ostatniego roku. Naprawdę przepraszam.
-Żadnych ,,ale"! Przecież wiesz jak bardzo zależy mi na tym koncercie i jak długo na niego czekałam. Nie mogę iść sama, bo chyba zawału dostanę z emocji. Chcesz żeby mi się coś stało?! Ty i tak wszystko umiesz, więc nie zaszkodzi ci trochę rozrywki.
-Muszę przyzać, że używasz silnych argumentów. Spróbuję, ale niczego nie moge obiecać.
-Dobrze, dobrze. Widzimy się na miejscu. Będe czekać z biletami. Miejsce i dokładną godzinę wyślę ci sms-em. Do wieczora. Pa.- powiedziała i nie czekając na nic rozłączyła się.
-No pa...-odpowiedziałam zszokowana, ale i tak wiedziałam, że już mnie nie słyszy. Ja chyba nigdy nie mogę mieć włanych planów.



~ Perspektywa Nathan'a ~

-Nathan, chodź bo się spóźnimy!!!  Za godzinę zaczyna się koncert!!!- usłyszałem dobijającego się do drzwi mojego pokoju Jay'a. Niechętnie odszedłem od okna i otworzyłem Loczkowi.
-No już myślałem, że  ci się coś stało! -zaatakował mnie od wejścia.
-A co się miało stać?! Przecież ci otworzyłem.
-Jak to co? Przecież ty ostatnio jesteś nie do życia. Zawsze ty nas poganiałeś i pilnowałeś żebyśmy nie zrobili czegoś głupiego. A teraz to ciebie trzeba pilnować na każdym kroku. Tak się dalej nie da, to musi się zmienić. - powiedział dziwnie zaniepokojonym głosem mój najlepszy przyjaciel.
-Zdaje ci się, wszystko jest w najlepszym porządku, tylko ostatnio mam taki gorszy okres. Obiecuję, że niedługo wszystko wróci do normy. Nie martw się, a teraz chodź, bo się spóźnimy na nasz pierwszy koncert w tym kraju.- rzekłem z udawanym uśmiechem i ruszyłem w kieruku drzwi pociągając Jay'a za sobą.
-Nie podoba mi się to wszystko, ale powiedzmy, że ci wierzę.-mówił, gdy ja zamykałem pokój.
-Mi możesz wierzyć, przecież nigdy cię nie oszukałem.
-Tak, wiem i ufam ci.- odpowiedział i klepnął mnie w ramię.

Na dole czekał już nasz bus z pozostałą trójką i Kevinem - naszym menagerem.
-No nareszcie jesteście, ileż mozna czekać.- powiedział Tom i dał znać kierowcy, że może ruszać.
Jechaliśmy ulicami tego historycznego miasta, już wcześniej coś o nim słyszałem, ale teraz ujęło mnie swoją atmosferą. Miałem wrażenie, że średniowieczne czasy tworzą jednosć z teraźniejszością.
Była tu jakaś magia, ale nie wiedziałem dlaczego. Podświadomie wiązałem jakieś nadzieje z tym miejscem. Było już ciemno i wiał lekki wiaterek, ale mimo tego było ciepło i przyjemnie.
Pojazd nagle się zatrzymał, byliśmy na miejscu. Chłopaki pospiesznie wyszli z samochodu, a ja za nimi. Można było usłyszeć już naszych fanów, wszyscy czekali na nas w gotowości. Dało się odczuć, że długo na nas czekali. Wiedziałem, że ten koncert będzie wyjątkowy.
Weszliśmy do garderoby żeby się przebrać i przygotować.
Przed wejściem na scenę jak zawsze życzyliśmy sobie szczęścia, a Siva zawiązał swoje szczęśliwe sznurowadło.
Czekaliśmy w niecierpliwości i wtedy usłyszeliśmy pierwsze dźwięki Glad you came (włączcie sobie dla lepszych efektów) . Z uśmiechami na ustach wbiegliśmy na scenę i Max zaczął śpiewać swoją solówkę. Fanki piszczały i wołały nasze imiona, ale do tego zdązyliśmy już przywyknąć. Kiedy skończył śpiewać, do rozpoczęcia mojej solówki  mieliśmy chwilę czasu na przywitanie się z naszymi fanami.

-Sjema Polska!!!-krzyknął po polsku Tom, miał już w tym wprawę, bo kiedyś zrobił to na Twitcamie. Na pewno trochę inaczej miało to brzmieć, ale się starał, w końcu to trudny język. Jednak fanom to nie przeszkadzało, czuliśmy niesamowity entuzjazm z ich strony, wtedy ja zacząłem swoją część.
Atmosfera była świetna i pierwszy raz od dawna poczułem się trochę lepiej.






Przebrnęłam przez pierwszy rozdział:) Podoba się? Proszę o wyrazenie opinii w komentarzach, bardzo mi na nich zależy. Dziękuje za wszystko i do następnego<3 A wracajając do rozdziału; Życzę nam wszystkim, aby to się kiedyś stało prawdą. "-"

piątek, 8 marca 2013

Prolog

Jedna chwila może zmienić ludzkie życie... Tak było i w moim przypadku. Jedno przesłuchanie odwróciło moje życie do góry nogami. Trochę było w tym mojej pracy, ale w większości to zasługa szczęścia. Tak, muszę przyznać, los był dla mnie łaskawy. Moje szczęście polegało na tym, że znalazłem się w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze, ale dużo zawdzięczam Bogu, to on dał mi taki talent, który przez te wszystkie lata cierpliwie rozwijałem.
Nigdy się nie poddawałem, nie mówiłem, że mi się nie chce, już nie mogę. To nie w moim stylu się poddawać, czy zachowywać się jak rozkapryszony bachor. Wiedziałem, że moje życie zależy ode mnie, że sam muszę stoczyć tę wojnę. Wojnę, która jest nazywana życiem. Na polu bitwy nie wolno się poddać, trzeba walczyć do końca z podniesiony czołem.
Każdy upadek w moim życiu czynił i nadal czyni mnie silniejszym. Nic nie było w stanie mnie zatrzymać.
Teraz mam wszystko; sławę, pieniądze, szacunek ludzi, którego wcześniej nie miałem, a także wspaniałych przyjaciół, miłość fanów, a przede wszystkim fanek.... Choć czy można kochać człowieka, którego nigdy się nie spotkało, nie zamieniło z nim słowa. To raczej zauroczenie, one nie kochają mnie, tylko to kim jestem. Nikt nie widzi tego jaki jestem naprawdę.
Ale tak właściwie czym jest miłość? Przecież nikt nie potrafi zdefiniować tego pojęcia. Uczucie, które spotyka prawie każdego, a nie wiadomo czym jest...  Ja na pewno tego nie wiem, nigdy nawet tego nie zaznałem .Zauroczenia i owszem bywały, ale na tym się kończyło. Uczucie miłości jest mi obce, nie chcę się zakochać, nie potrafię, a może się boję. Tak, ta ostatnia wersja jest najbardziej prawdopodobna. To by wszystko zniszczyło, wszystko na co tyle lat pracowałem.
Mimo tego co posiadam nie czuje się szczęśliwy, ja tylko egzystuję. Czekam na to aby przeżyć kolejny dzień, koncert, czy rozdanie autografów, które w moim przypadku opatrzone jest sztucznym, wyuczonym uśmiechem. Przez lata praktyki można dojść do takich umiejętności, że nikt się nie zorientuje, czasem nawet ja się na to nabieram.
Chciałbym żyć, ale nie wiem czym jest życie.  Tylko nieliczne jednostki na tym globie potrafią naprawdę żyć, większość z nas tylko egzystuje.
Sam na polu bitwy, muszę skończyć tą walkę...








I tak o to przedstawia się wstęp do mojego nowego opowiadania. Jak pewnie zauważyliście jest ono całkiem inne od pierwszego. Cały czas będzie utrzymane w nostalgii.
Bardzo proszę o komentarze i wyrażanie w nich swoich opinii. Chcę wiedzieć czy się wam podoba.
Będę bardzo wdzięczna:) Z góry wszystkim dziękuję<3